Czuję jeszcze, rzadziej niż dwa lata temu, ale częściej niż parę miesięcy temu jak te lepkie czarne myśli co ciągną w dół i w dół, co odcinają dopływ powierza, przesłaniają oczy, nie widać wtedy nic prócz ciemności, smutku, krytyki. Odbijam się wtedy od ściany do ściany swojego umysłu szukając choćby iskierki czegokolwiek pozytywnego, błądzę po omacku jak ślepiec pośród wszystkiego. Teraz jak czuje już w żołądku, jak się kłębi i kotłuje i zbiera i zbiera i idzie ku górze, wspina się do głowy to biorę głęboki wdech i mówię "ech odpierdol się od siebie". Myślę wtedy o tych ludziach co w trudach życia spokój noszą w sobie i uśmiech na twarzy, a słowo jest ich jak stal. Jak zbroja. Ja czuję się wciąż malutka, niewłaściwa, nie taka, niedoskonała, głupia, wybrakowana. Może z większym spokojem przyjmuje te słowa bo teraz wiem że to tylko przerost ambicji moich, bo tak wiele bym chciała a tak niewiele mogę. Jestem tylko człowiekiem.
Nie ma takiego życia, które by choć przez chwilę nie było nieśmiertelne.
sobota, 14 grudnia 2024
Subskrybuj:
Posty (Atom)